Komentarze: 2
Aha. Kuzynka się na mnie obraziła. Za jakąś pierdołę. Eh... czasami mi mnie przeraża. W sensie byle jakim. A zresztą. I powiększyłam czcionkę. Wiecie czego najbardziej nienawidzę na świecie? Uzurpatorstwa i niesprawiedliwości.
Aha. Kuzynka się na mnie obraziła. Za jakąś pierdołę. Eh... czasami mi mnie przeraża. W sensie byle jakim. A zresztą. I powiększyłam czcionkę. Wiecie czego najbardziej nienawidzę na świecie? Uzurpatorstwa i niesprawiedliwości.
Miałam pisać o mojej najgorszej i najbardziej upierdliwej wadzie. A mianowicie o moim słomianym zapale. Często jest tak, że z zapałem i entuzjazmem zabieram się za coś, żeby po kilku dniach / tygodniach / miesiącach zrezygnować z tego. Nawet nie wiecie jak to wkurza. Chcesz coś robić [bardzo!], żeby nagle potem stwierdzić, że to jest bez sensu czy ci się tego nie chce. Właśnie ćwiczę się w pisaniu na klawiaturze bez patrzenia na nią. Blog jest tłem doświadczalnym;) Uprzedzam, że poprawki robię, nie będę przecież pisać z błędami, bo nie wiem, ale mnie to wkurza. Na basenie było O.K., żadnych rewelacji. Spotkałam kilka ludzi z klasy... Tylko znowu zaczyna się ta pieprzona kołomyja. Nawet już nie chodzi o naukę, tylko te spiski, szepty, tajemnice, związki. No i ta ignorancja, lekceważenie. Nie wiem, czym ja tak odpycham. Ale to nie ważne. Będę sobie to powtarzać do końca życia. Jeśli będzie trzeba. Bo ja przecież idę do gimnazjum, tyle tych cholernych lat przede mną. Jeśli będzie trzeba...
Wiecie czego się dowiedziałam? Że dzieci z pierwszych, drugi, nawet trzecich klas miejscowe małe boisko nazywają Wembley. Klasyczny i psychologiczny przykład polskiej beznadziei. A zaraz wypalam na basenik, bo dziś przygrzewa gwiazda zwana Słońcem. No i znowu nie mam nic do powiedzenia, ale. Nie będę mówić o wypalonych ludziach, nie?:) Bo wypalona nie jestem. Jest dobrze, to tylko chwilowe malutkie załamanko, a piszę to z uśmiechem na ustach... Tak się zastanawiam, skąd ostatnio u mnie tyle nadziei życia?
Doszłam do wniosku, że najbardziej ze wszystkich kolorów nienawidzę różowego i wszystkich jego odmian. A mój ulubiony to niebieski... jednak. A blog jest akurat w takich kolorach bo niebieski to świętość, więc rzadko go stosuję. Czasem się zastanawiam, czy ja gadam jak dziecko 3-letnie. Banalny temat - kolory. Ale Papież potrafi mówić prosto o rzeczach trudnych, co oczywiście nie ma nic do rzeczy w sprawie mojej notki, ale co tam. Czasem mama takiego fuksa, błysnę intelektem i dowcipem, a czasami to taka sknera i ponurak. Bo ja jak już wspominałam, ja mam takie gigantyczne wahania temperatur. Raz się cieszę że, na przykład, dobrze napisałam sprawdzian. Powiem mamie, to się ucieszy [z entuzjazmem]. A jak przychodzę do domu to tylko mruknę >Dostałam sześć ze sprawdzianu< i zamykam się w swoim pokoju. Ale to tak głupio. Aha - i kiedyś jeszcze muszę napisać o jednej takiej mojej wkurzającej wadzie.
No, kuzynka jeszcze śpi, mam moment wolności. Nie no, żartuję - w zasadzie jest wcale a wcale O.K. Mój brat właśnie jęczy mi nad uchem, że już jego kolej, więc piszę tę notkę w strasznych męczarniach. On mi przeszkadza, na przykład siada na biurku, tak że nic nie widzę. W zasadzie mogłabym pisać bez patrzenia, ale przecież muszę sprawdzić literówki i tak dalej. Młodszy brat to jest zmora... Ale tylko czasami, bo w gruncie rzeczy to ja go strasznie kocham taką siostrzaną miłością:) Dzisiaj nie napiszę nic mądrego, kiedyś to nadrobię. Wczoraj miałam natchnienie i coś skrobnęłam:) Ale ja czuję, że to znowu wróci... Jak z horroru. I pozdrawiam Przystojniaka!