Miałam pisać o mojej najgorszej i najbardziej upierdliwej wadzie. A mianowicie o moim słomianym zapale. Często jest tak, że z zapałem i entuzjazmem zabieram się za coś, żeby po kilku dniach / tygodniach / miesiącach zrezygnować z tego. Nawet nie wiecie jak to wkurza. Chcesz coś robić [bardzo!], żeby nagle potem stwierdzić, że to jest bez sensu czy ci się tego nie chce. Właśnie ćwiczę się w pisaniu na klawiaturze bez patrzenia na nią. Blog jest tłem doświadczalnym;) Uprzedzam, że poprawki robię, nie będę przecież pisać z błędami, bo nie wiem, ale mnie to wkurza. Na basenie było O.K., żadnych rewelacji. Spotkałam kilka ludzi z klasy... Tylko znowu zaczyna się ta pieprzona kołomyja. Nawet już nie chodzi o naukę, tylko te spiski, szepty, tajemnice, związki. No i ta ignorancja, lekceważenie. Nie wiem, czym ja tak odpycham. Ale to nie ważne. Będę sobie to powtarzać do końca życia. Jeśli będzie trzeba. Bo ja przecież idę do gimnazjum, tyle tych cholernych lat przede mną. Jeśli będzie trzeba...